O mnie

Moje zdjęcie
Katowice, Śląskie, Poland

poniedziałek, 25 lipca 2011

Razowe muszelki nadziewane kurkami z ricottą na posłaniu ze szpinaku


Kilka kolorowych składników i poezja na talerzu. A smak zupełnie niestandardowy. Poprzednio robiłam równie pyszne, lecz o częściej spotykanych smakach muszle nadziewane szpinakiem zapiekane w sosie pomidorowym. Jednak te wymykają się standardom nie tylko kolorystycznym (zwłaszcza, że razowe są brązowe), ale i smakowym.
Dodatkowym dla mnie atutem tego makaronu jest nie tylko to, że jest razowy, ale, że są to mniejsze urocze muszelki, a nie duże muszle, co się uroczo prezentuje na talerzu.





Jak wspomniałam makaron jest razowy, czyli z mąki z pełnego przemiału – mąka typ 2000.
Mój mąż, który nie gustuje w makaronie razowym, co powoduje dla mnie z reguły konieczność gotowania makaronu na dwa garnki, z przyjemnością zajadał się tym makaronem wypełnionym farszem, choć jak podkreślił smak samych muszli bez nadzienia nie był dla niego szczególnie atrakcyjny. Czy tylko ja uwielbiam smak razowych makaronów i to niezależnie czy są z mąki żytniej, pszennej, orkiszowej lub mieszanek albo z dodatkami np. quinoa, gryki…??? Dla mnie zaś smak samych muszelek był doskonały. Nawe zostawiłam sobie kilka nie nadzianych i dojadałam je do nadzianej reszty.






Makaron podawałam z zupą botwinkową. Pysznie smakowało, a jak wyglądało kolorystycznie! W końcu je się także oczami i my z całą pewnością uwielbiamy karmić wszystkie nasze zmysły.














Składniki dla 2 osób)*:


- makaron – muszelki razowe;

nadzienie:
- ½ cebuli – poszatkowanej;
- ząbek czosnku – drobno posiekany;
- kurki – dość drobno pokrojone;
- olej do smażenia;
- ok. 160 - 170 g. serka ricotta z kubeczka;
- ½ kieliszka białego wina;
- sól pieprz;
- 2-3 łyżki drobno posiekanej natki pietruszki;

szpinakowe posłanie:
- szpinak w liściach (poza sezonem może być mrożony – najlepiej w liściach);
- 2 ząbki czosnku – drobno posiekane;
- kminek, sól, pieprz;
- pozostała ricotta – u mnie ok. 80 – 90 g.



* Nie podaję dokładnie ilości kurek, bo nie pamiętam dokładnie ile ich dałam, a ponadto farszu zrobiłam z naddatkiem, ale że był pyszny, to zniknął w mgnieniu oka. Nie pamiętam też ilości szpinaku, bo kiedy nagle zaskakująco skurczył się (czemu mnie to znowu zaskoczyło, to nie wiem skoro dusiłam szpinak chyba po raz setny :)).





Wykonanie:


1. Na patelni z grubym dnem podsmażyć przez kilka minut na oleju cebulę, czosnek, dodać kurki, smażyć przez chwilę i wlać wino, dusić do jego wyparowania, a następnie dusić dalej do czasu wyparowania wody. Doprawić solą i pieprzem, dodać ricottę i ewentualnie ponownie doprawić.
2.W tym czasie ugotować makaron.
3. W garnku udusić szpinak w 2 łyżkach wody, aż liście zwiędną. Dodać czosnek i dusić jeszcze przez chwilę. Następnie dodać ricottę, sól, pieprz i kminek.
4. Muszelki nadziać gotową masą kurkowo – serową.
5. Naczynie żaroodporne wyłożyć masą szpinakową, a na niej ułożyć muszle.

6. Makaron zapiekać ok. 15-20 minut w piekarniku nagrzanym do 180 stopni.
7. Na talerze nałożyć muszle wraz z posłaniem szpinakowym.


* Nie podaję dokładnie ilości kurek, bo nie pamiętam dokładnie ile ich dałam, a ponadto farszu zrobiłam z naddatkiem, ale że był pyszny, to zniknął w mgnieniu oka. Nie pamiętam też ilości szpinaku, bo kiedy nagle zaskakująco skurczył się (czemu mnie to znowu zaskoczyło, to nie wiem skoro dusiłam szpinak chyba po raz setny :)).

Dodatek wina, choć nie konieczny, dodaje wspaniałego aromatu nadzieniu i od kiedy po raz pierwszy tak przyrządziłam kurki, robię to regularnie, no chyba, że w domu akurat wina brak.






środa, 20 lipca 2011

Patats bravas z chorizo

Odkąd odkryłam chorizo i zakochaliśmy się w tym hiszpańskim przysmaku, próbuję kolejne przepisy z jego udziałem. Nasza pierwsza potrawa z chorizo to była http://kuchniaobledniezdrowa.blogspot.com/2011/04/caldeirada-z-dosza-i-niesamowite.html, a potem http://kuchniaobledniezdrowa.blogspot.com/2011/04/gulasz-z-biaej-fasoli-chorizo-z.html. I tak dziś padło na patatas bravas – prostą, składająca się z kilku w zasadzie składników, ale jakże smakowitą potrawę. A że sezon na młode kartofle trwa, to idealny moment na patatas bravas.







Przepis pochodzi z BBC Good Food.

Składniki dla 2 osób):

- ½ małej cebuli – poszatkowanej;
- ząbek czosnku pokrojony w plastry;
- 1/3 czerwonej papryczki chilli - pokrojonej w kawałki- pominęłam;
- szczypta pieprzu cayeńskiego;
- szczypta wędzonej papryki – pominęłam z braku posiadania takowej;
- 1/3 puszki krojonych pomidorów;
- 350 -450g. młodych małych kartofli, przekrojonych na pół;
- 80 g. pokrojonego w plastry chorizo – dałam ponad 100 g.


Wykonanie:

1. Na patelni z grubym dnem podsmażyć przez kilka minut na oleju cebulę, czosnek i chilli, dodać pieprz i wędzoną paprykę, zamieszać. Następnie dodać pomidory, zagotować, a następnie zmniejszyć ogień i gotować, aż sos zgęstniej ok. 10-20 minut. Dla uzyskania gładkiej pasty można zmiksować. Ja nie miksowałam, pomidory były wystarczająco rozgotowane.
2.W tym czasie gotować na parze kartofle przez ok. 15 minut, aż będą prawie gotowe lub podgotować je przez 10 minut w wodzie.
3.Na patelni podsmażyć chorizo, aż zacznie puszczać tłuszcz. Można część tłuszczu odlać, zastępując go olejem do smażenia. Po tym czasie na patelnię dodać kartofle i smażyć, aż kartofle i kiełbasa zaczną brązowieć.*
4.Na talerze nałożyć mieszankę kartofli i chorizo, od góry polać sosem.








* Moja uwaga – chorizo pokrojone w plastry bardzo szybko się smaży i zaczyna palić. Dlatego u mnie na talerzu chorizo jest spalone. Następnym razem, po obsmażeniu zdejmę chorizo z patelni, obsmażę kartofle, co trwa dobrych kilka minut, a na sam koniec dodam ponownie chorizo, aby się podgrzało.


Nam to danie bardzo smakowało. Nie wiem, czy to za sprawą chorizo, które uwielbiamy, czy cała potrawa jest dobrze zbalansowana smakowo – łagodne trochę chrupiące kartofle, mocne w smaku chorizo i sos o charakterystycznym smaku, a zgodnie z podstawową wersją także o pikantnym smaku.


wtorek, 19 lipca 2011

Pieczarki z groszkiem i wędzonym tofu z makaronem



Testuję kolejny przepis z książki „Zaskakujące TOFU” Marioli Białołęckiej.
Dotychczasowe próby: spaghetti z borowikami i tofu oraz szaszłyki z wędzonym tofu były bardzo udane i zachęcające do dalszych poczynań.

Danie ma swój charakterystyczny smak. Dodatek makaronu, który był moją inwencją autorka polecała kartofle, chleb pełnziarnisty i ryż) okazał się trafiony, sprawił, że mieliśmy pełną obiado – kolację. Jednak smaku potrawy absolutnie nie można porównać do jakiegokolwiek makaronu z sosem, nawet do takiego gdzie jako dodatek występuje groszek i pieczarki, bo to zupełnie inny smak!





Przepis podaję z moimi drobnymi modyfikacjami w zakresie ilości niektórych składników np. dałam więcej tofu, tahiny, a przede wszystkim dostosowałam go do porcji dla 2 osób..



Składniki dla 2 osób:

- ok. 180 g. tofu wędzonego – rozdrobnionego (w oryginale jest to porcja dla 4 osób):
- ok. 200 g. pieczarek – pokrojonych w plasterki – użyłam brązowych;


- 3-4 łyżki zielonego groszku;
- szalotka – posiekana;
- 1- 2 łyżki posiekanej dymki;
- 1- 2 łyżki posiekanej rukoli;
- 1 łyżka sosu sojowego
- ½ lyżki octu ryżowego;
- ½ łyżka octu z białego wina lub białego kremu balsamicznego;
- 1 łyżka taniny (inaczej to masło sezamowe, w oryginale czubata łyżka na 4 porcje);
- niecała łyżeczka miso;
- olej sezamowy (w oryginale jedna lyżeczka na 4 porcje, u mnie ok. jedna łyżeczka na jedną porcję);


- olej do smażenia;
- sól i pieprz;
- ok. 200 g.makaronu soba;


Wykonanie:

1. W patelni z grubym dnem na rozgrzanym oleju należy podsmażyć przez ok. 3 minuty szalotkę, dodać dymkę i rozdrobnione tofu. Smażyć ok. minuty mieszając. Następnie dodać pieczarki i smażyć dalsze 5 -7 minut.
2. Gdy pieczarki są podsmażone należy dodać sos sojowy, ocet ryżowy i z białego wina oraz rukolę i dusić ok. minuty. Następnie wlać tahinę rozrobioną z odrobiną wody i dodać groszek. Jeśli się używa świeżego, należy go dodać wcześniej lub uprzednio ugotować, podobnie jak w przypadku groszku moczonego przez noc. Jeśli sos jest zbyt gęsty należy dodać więcej wody.
3. Gdy sos jest prawie gotowy należy dodać miso rozrobione z odrobiną wody, doprawić solą i pieprzem.
4. W czasie przygotowywania sosu ugotować makaron – makaron soba gotuje się ok. 5 minut.
4. Po nałożeniu na talerze makaronu i sosu danie skropić solidnie olejem sezamowym, którego nie należy dodawać wcześniej, zwłaszcza kiedy sos jest na patelni, aby ze względu na wysoką temperaturę olej nie stracił swoich cenny wartości w zakresie nienasyconych kwasów tłuszczowych.






W ocenie autorki przepisu danie smakuje jak gulasz lub strogonow. Jednak nie dal mnie. Smak był bardzo oryginalny, nietypowy i nie potrafię znaleźć odpowiedniego słowa, czy porównania, był gładki, delikatny w porównaniu do znanych mi sosów do makaronu, a jednocześnie za sprawą wędzonego tofu i sosu z octu i sosu sojowego, wyrazisty w smaku.


piątek, 15 lipca 2011

Kalarepowy zielony zawrót głowy – zupa krem z młodych liści kalarepy i koperku






Należy jeść sezonowo, a owszem i staram się stosować do tej mądrej rady w tym roku po raz pierwszy i świadomie. A że w tym roku odkryłam, iż kalarepa ma liście, które dotąd niewiedzieć po co były do niej do przyczepione, że istnieje coś takiego jak młody seler z wiechą liści i że rzodkiewka także ma liście, które zamiast z niechęcią urywać jeszcze na targu, można zabrać ze sobą do domu, zaczęłam nowy etap kulinarny. Podglądając na innych blogach co działo się z liśćmi rzodkiewki, uświadomiłam sobie, że to liście jak każde inne (przywołałam w pamięci szpinak – jedyne liście jakie jadłam głównie na ciepło) i nadają się zapewne do duszenia, a przede wszystkim do zup, najlepiej gęstych kremów. No i zaczęło się szaleństwo, istne szaleństwo. Na naszym stole raz w tygodniu staje zielona zupa. Liście rotują, w poprzednim tygodniu liście selera, wcześniej liście rzodkiewki, a w tym tygodniu czas na kalarepę, a potem od nowa. Rotują też wersje zupy: do selerowej świetnie pasuje tahina, bo liście selera są wyraziste, ostre w smaku, mleczko kokosowe też sobie dobrze z selerem radzi. A liście kalarepy są łagodne i dobrze im w duecie z koperkiem. I oto dzisiaj moja wersja zupy krem z liści młodej kalarepy i koperku.



Składniki dla 2 osób)*:

- ½ cebuli – poszatkowanej;
- duża bulwa kalarepy – pokrojona w kostkę;
- zielone liście młodej kalarepy (cały pęk) – grubo pocięte;
- pęczek koperku – z grubsza pocięty;
- 600 - 900 ml bulionu;
- olej do smażenia;
- sól, pieprz;
- jogurt naturalny – opcjonalnie;

do podania:
- czarny ryż


Wykonanie:
1. Na patelni z grubym dnem podsmażyć przez kilka minut na oleju cebulę. Po tym czasie dodać kalarepę i przez chwilę podsmażyć.
2.Zupę zalać bulionem, dorzucić liście kalarepy i dusić pod przykryciem przez ok. 15 minut, aż kalarepa będzie wystarczająco miękka, aby ją zblendować.
3.Do zupy wrzucić koperek i całość zmiksować, doprawić, opcjonalnie dodać kilka łyżek lub łyżeczek jogurtu, ponownie doprawić.
4.W odrębnym garnku ugotować zgodnie z przepisem czarny ryż, co zajmuje ok. 45 minut.
5.Zupę nalać do miseczek lub na talerze, dodać czarny ryż nie mieszając go z zupą, a następnie przystroić koperkiem.





Nie muszę dodawać, że takie zielone kremy są zdrowe, dobrze lub też dobroczynnie wpływają na układ pokarmowy, a w szczególności na trawienie. Co do zawartości witamin i minerałów po obróbce termicznej w odniesieniu do liści kalarepy wiedzy nie posiadam, jednak jestem przekonana, że tak zdrowo – zielono wyglądająca zupa, musi mieć jakieś witaminy i wartości odżywcze!













poniedziałek, 11 lipca 2011

Bób w groszkowo – miętowym pesto - sałatka







Przypadkiem natrafiłam u : anoushki na bardzo fajny przepis na danie z bobu. Oryginalny przepis pochodzi z książki Jamie’s Kitchen.
Piszę celowo - danie – bo choć podałam bób jako dodatek do dania głównego, taką niby sałatkę, to fantastycznie nadawałby się do np. makaronu, czy quinoa, zwłaszcza jeśli poeksperymentuje się z proporcjami, dając np. więcej groszku, a co za tym idzie zwiększa się ilość pesto.
Muszę napisać, że zachwyciło mnie to pesto! Smak fantastyczny. I sporo możliwości zastosowania. Obiecałam sobie, że zrobię następnym razem makaron z tymże pesto. I choć podobne kombinacje smakowe gościły na naszym stole, bo przecież robiłam już makaron z pesto z bobu i groszku z dodatkiem mięty, to tu jakimś magicznym sposobem pesto wyszło doskonałe samo w sobie, a w połączeniu z bobem, który pozostał nie rozdrobniony, stanowiło duet doskonały.

Niestety zdjęcia nie oddają smaku, a wyglądowi sałatki zalanie groszkowym pesto nie przysłużyło się.








Składniki podaję za autorką, choć wprowadziłam drobne modyfikacje co do zwłaszcza ilości.* .


Składniki dla 6 :



- 450 g świeżego bobu
- 250 g zielonego groszku

- 4 ząbki czosnku

- 15 plastrów plasterków suszonego boczku (można zastąpić pancettą, lub wędzonym, chudym boczkiem)

- 100 g parmezanu

- garść listków mięty

- garść migdałowych płatków

- 10 łyżek oliwy

- 2 cytryny

- sól

- czarny pieprz

*Robiłam danie na 4 osoby i dałam więcej groszku, suszoną szynkę Di San Daniele, parmezan pominęłam, dając peccorino i więcej prażonych płatków migdałowych. Cytryny dałam kilka kropli, bo nie lubię czuć kwasu w potrawach.

Przygotowanie:


1. Bób wraz z czosnkiem ugotować w niesolonej wodzie, do momentu, aż będzie al dente. Przelać zimną wodą, osuszyć. Obrać ze skórki (ja robiłam na parze).Podobnie postąpić z zielonym groszkiem.
2. Groszek po osuszeniu zmiksować z oliwą, ugotowanym czosnkiem, sokiem z cytryn, parmezanem oraz miętą. Doprawić. Wymieszać z bobem.

3. Piekarnik nagrzać do 250°C. Plasterki boczku rozłożyć na blasze, wstawić do piekarnika na około 10 minut, aż tłuszcz się wytopi i boczek stanie się chrupiący (ja prażyłam na suchej patelni).
4. Podpiec migdały na suchej patelni. Oprószyć sałatkę migdałami, pokruszonym boczkiem oraz płatkami parmezanu.
























czwartek, 7 lipca 2011

Wegeteriańskie tagine z ciecierzycą i rodzynkami


Przepis pochodzi z BBC GoodFood . To proste i aromatyczne danie robi się bardzo szybko i jest idealne na tą porę roku, kiedy można kupić świeży groszek, czy cukinię…
W zasadzie zastanawiam się dlaczego autor przepisu danie nazwał „tagine”? Jak się okazuje jest to nazwa dania pochodzącego z Północnej Afryki z udziałem mięsa, bądź ryb, która wywodzi się od nazwy charakterystycznego naczynia ze stożkową pokrywką, w którym mięso i całe danie długi czas w odpowiedniej temperaturze się dusi. Słynne jest marokańskie tagine. Być może z uwagi na zastosowanie przypraw charakterystycznych dla tagine, to Weje dnia dostało tą właśnie nazwę.






Składniki dla 2 osób*:
- cebula – posiekana;
- 1/3 łyżeczki cynamonu;
- 1/3 łyżeczki kolendry;
- 1/3 łyżeczki kminu;
- olej do smażenia;
- cukinia - pokrojona w cząstki;
- pomidor – pokrojony w cząstki;
- 150 g. ciecierzycy namoczonej przez noc i ugotowanej;
- 1 -2 łyżki rodzynek;
- 200 ml bulionu;
- 120 g. zielonego groszku;
- liście kolendry do przybrania dania

* co do składników wprowadziłam drobne zmiany w zakresie ich ilości

Wykonanie:
1. Na patelni z grubym dnem podsmażyć przez kilka minut na oleju cebulę, aż będzie miękka. Po tym czasie dodać przyprawy – cynamon, kolendrę i kumin.
2. Po chwili dodać cukinię, rodzynki i pomidory, zalać bulionem.
3. Podgrzewać pod przykryciem przez ok. 10 minut, następnie dodać świeży groszek i ugotowaną ciecierzycę. Podgrzewać dalsze 5 minut.
4. Po tym czasie danie jest gotowe, nałożyć na talerze i przystroić kolendrą.

Danie zawiera na porcję ok. 240 kcal, 12 g. białka, 36 g. węglowodanów i 9 g. tłuszczu, w tym nasyconego 1 g, 9 g błonnika.

wtorek, 5 lipca 2011

Smoothie morelowo – morelowe!

Moje nowe szaleństwo – smoothie! Odkryłam je około 2-3 miesiące temu i od tego czasu robię codziennie, a czasem dwa razy dziennie, zwłaszcza wtedy, gdy robię na rano smoothie głównie na bazie owoców z dodatkami (np. orzechów, masła orzechowego, tahiny, pestek słonecznika, dyni…zabielane mlekiem sojowym lub krowim albo jogurtem, czasem z dodatkiem silken tofu), które dostarcza więcej energii, a w ciągu dnia green smoothie, czyli kompletnie zielone smoothie na bazie zielonych warzyw z wodą i minimalnym dodatkiem owoców, które choć niskokaloryczne daje niesamowitego kopa witaminowego i w zakresie soli mineralnych.

Bogactwo smoothie jest niesamowite. Smoothiemaker daje możliwość mieszania najróżniejszych składników i łączenia ich w smakowite kompozycje, a jeśli dodatkowo chce się osiągnąć jakiś efekt w diecie np. dostarczyć sobie więcej określonych antyoksydantów, czy magnezu, potasu, określonych witamin…. wystarczy odpowiednio skomponować składniki.

Sama nie byłabym taka mądra, zwłaszcza w zakresie odpowiedniego doboru składników, gdyby nie zakup 3 książek traktujących o smoothie właśnie. Każda dotyczy czegoś innego, więc wzajemnie się doskonale uzupełniają.

W dzisiejszym poście blogową przygodę ze smoothie zaczynam od smoothie owocowego i książki „Smoothie doładuj system odpornościowy” autorstwa Ellen Brown i Karen Konopelski.
Autorki tak prezentują przepisy zawarte w książce:

…opisane koktajle wspomagają system odpornościowy, który chroni organizm przed chorobami i infekcjami…są cenne dzięki dużej ilości składników wzmacniających odporność – znacznie większej niż jakakolwiek tabletka, czy suplementy. A dodatkowo są wyjątkowo pyszne.
Wskazują, iż smoothie to zdrowi następcy słodkich shake’ów przygotowywanych na bazie mleka. Opisują też historię powstania smoothie.

Fajne jest też to, że każdy ze 100 opisanych w książce smoothie zawiera krótki wstęp o wartościach odżywczych napoju i jego wpływie na zdrowie, a zwłaszcza system immunologiczny, a ponadto opis zawiera profil dietetyczny i spis składników odżywczych.

Dla mnie dodatkowym atutem książki jest to, że pierwszy rozdział traktuje o układzie odpornościowym, gdzie w przystępny i nawet dowcipny sposób, a jednak szczegółowo autorki opisują funkcjonowanie systemu immunologicznego rozpoczynając od opisu elementów (układów, organów), które się na niego składają. W kolejnych podrozdziałach opisują jak zwalczać wolne rodniki przeciwutleniaczami, wyjaśniają na czym polega dieta funkcjonalna (dieta nie tylko pozwalająca zachować zdrowy układ odpornościowy, ale aktywnie zapobiegająca chorobom, wzmacniając system immunologiczny. Pokarmy funkcjonalne to część normalnej diety, jednak zawierają duże ilości składników odżywczych), wyjaśniają w jaki sposób składniki pokarmowe wzmacniają system immunologiczny.
Cenne jest też wymienienie wraz z opisem - „supergwiazd” – wśród składników odżywczych - jak np. kaotenoidy, miedź, cysteina, flawonidy, żelazo, likopen, magnez….
Ponadto autorki wskazują poszczególne owoce i kilka warzyw (w zasadzie tylko pomidory) oraz orzechy i nasiona opisując zawarte w nich składniki odżywcze i fitoskladniki, co jest pomocne zwłaszcza, gdy komponuje się własne smoothie, które ma zaspokoić określone zapotrzebowanie organizmu.

Przechodząc do bohatera dzisiejszego posta, to jest to smoothie, które w książce określone jest jako „wyostrzające wzrok”, a to za sprawą beta - karotenu. Jest on w organizmie przekształcany w witaminę A, ważną dla systemu odpornościowego, wspomaga bowiem funkcjonowanie skóry i błon śluzowych zatrzymujących bakterie. Witamina ta jest ważna także dla utrzymania dobrego wzroku, bo utrzymuje w dobrym stanie tkanki wyścielające oczy. Morele są doskonałym źródłem witaminy A, a gdy pojawiają się w trzech postaciach – u mnie dwóch – ich soczysty smak nie ma sobie równych.







Autorki nie wspominają o potasie, a to właśnie ze względu na niego to smoothie robiłam. Otóż, morele suszone mają największą zawartość potasu ze wszystkich produktów! Przy zaburzeniach elektrolitowych, jak i przy intensywnym regularnym wysiłku, takie smoothie jest zbawienne.






Składniki na 4 porcje po ok. 235 ml*:

- filiżanka schłodzonego nektaru z moreli – pominęłam;
- ½ filiżanki silken tofu ok. 120 ml – dałam ok. 170 ml;
- filiżanka suszonych moreli ok. 175 g. – dałam ok. 100 g.;
- ¼ filiżanki proszku serwatkowego (do zagęszczenia) – pominęłam, zresztą zagęszczenie nie było potrzebne;
- 1,5 filiżnaki moreli wypestkownych – dalam 7 moreli;
- ½ filiżanki zamrożonego jogurtu waniliowego – dałam jogurt naturalny i mleko;
- miód – opcjonalnie – ja dodałam;


* w zasadzie w składzie niemal wszystkich smoothie w książce jest proszek serwatkowy, pyłek pszczeli, dodatek nektaru z owoców lub jogurtu o określonym smaku – te elementy pomijam, bo zagęszczanie napoju nie jest potrzebne, gdyż drinki wychodzą i tak bardzo gęste, zatem proszek serwatkowy jest zbędny, zamiast pyłku pszczelego jeśli trzeba dodaję miód lub pierzgę, a smak owocow jest na tyle intensywny, że nie trzeba go wzbogacać jogurtem lub nektarem. Jednak i jogurt owocowy i nektar są słodkie, zatem nie używając ich musze czasem dosłodzić napój miodem.


Wykonanie:

Wszystkie składniki wymieszać w smoothiemakerze. Jeśli dodaje się mrożone owoce, to należy dać je na końcu. Prawidłowo smoothiemaker powinien mieszać na wysokich obrotach składniki 45 sekund.









Analiza odżywcza:

Każda porcja to ok. 250 kalorii, 11 g. białka, 54 g. węglowodanów, 6 g. błonnika, 2 g. tłuszczu, 21 mg cholesterolu, i 134% dziennego zapotrzebowania na witaminę A.


poniedziałek, 4 lipca 2011

Spaghetti z szparagowo - szpinakowym pesto z pistacjami, ach jak zielono i smacznie!





Przepis pochodzi z bloga Eve , a oryginalnie ze strony cookrecipes.com. Gdy go zobaczyłam, wiedziałam, że musze wypróbować w sezonie szparagowym. I pomimo 3 tygodniowej nieobecności udało mi się załapać na ostatnie szparagi i dzień po dniu zrobić kilka szparagowych pyszności.

To spaghetti jest bardzo szybkie w wykonaniu i łatwe, a na talerzu prezentuje się naprawdę wspaniale. Moc zielonych składników smakowo i wizualnie jest nie do odparcia. My zakochaliśmy się w tym przepisie, a może po ponad 3 tygodniach mojego niegotowania mąż tak bardzo stęsknił się za moją kuchnią, że cokolwiek teraz zrobię, pieje peany:).



Składniki dla 2 osób)*:



- pęczek zielonych szparagów – obranych i pokrojonych na kilkucentymetrowe kawałki;
- garść pistacji;
- ok. 100-150 g. liści szpinaku – grubo pociętych;
- 1 ząbek czosnku;
- ser żółty – u mnie Gruyere - potarty;
- 2 łyżki oliwy;
- makaron – u mnie tradycyjnie dla męża z pszenicy durum białej, dla mnie orkiszowy pełnoziarnisty;
- sól i pieprz do smaku;




* co do składników wprowadziłam drobne zmiany- pominęłam cytrynę, dałam więcej sera – gruyere zamiast parmezanu – dałam też więcej pistacji i czosnku.




Wykonanie:


1. Makaron ugotować al dente, zachować trochę wody z gotowania makaronu.
2. Szparagi lekko podgotować na parze lub w garnku z małą ilością wody przez ok. 2-3 minuty. Z pokrojonych szparagów odłożyć końcówki do dekoracji.
3. Posiekane szparagi włożyć do blendera, dodać szpinak, czosnek, ¾ pistacji, gruyera, oliwę, sok cytrynowy i szczyptę soli. Zmiksować na jednolitą masę.
4. W garnku po gotowaniu makaronu wymieszać pesto z makaronem, w razie potrzeby dodać wodę z gotowania makaronu, dokładnie wymieszać.
5. Makaron podawać udekorowany główkami szparagów ułożonymi na wierzchu, posypać resztą pistacji grubo posiekanych i pozostałym serem.

Pycha!



sobota, 2 lipca 2011

Wytrawne ciasto z zielonymi szparagami, oliwkami i suszonymi pomidorami z mąki razowej

Już po sezonie szparagowym, a ja z lekkim opóźnieniem publikuję przepis na pyszne ciasto – keks wytrawny – ze szparagami w roli głównej. Ale może ktoś zamroził pęczek szparagów? Ja owszem J. Jeśli nie, warto ciasto wypróbować w kolejnym sezonie.
Smakuje na ciepło i na zimno. Mi bardziej na zimno, a mężowi na ciepło. Dla mnie na ciepło zbyt mocny był smak pomidorów suszonych o kwaskowej nucie, których dałam mniej niż w oryginalnym przepisie, a które skądinąd bardzo lubię. Na zimno natomiast smaki były wyrównane i dobrze zbalansowane. Jedliśmy cisto jako dodatek do zup, a do dzisiejszego śniadania w duecie z szparagami zapiekanymi z suszoną szynką.
Ciasto robiłam już w poprzednim sezonie i oczywiście powtórzyłam w tym i powtarzać będę w każdym kolejnym.


Oryginalnie przepis pochodzi z BBC Good Food Magazine (May 2009) . Pojawił się także na blogach u Kikki i u Polki.




















Składniki dla 2 osób)*:
- 80 ml oleju do pieczenia;

- 1/2 pęczka szparagów (250g) blanszowanych i pokrojonych na 3 części;
- 200g mąki pszennej razowej;
- niecała płaska łyżeczka proszku do pieczenia;
- 4 łyżki listków świeżego tymianku;
- 3 jajka, lekko ubite;
- 100ml mleka ;
- 80g czarnych oliwek bez pestek;
- 80g suszonych pomidorów w zalewie – pokrojonych w cienkie paski;
- 110 - 150g sera Gruyère - startego;
- ½ płaskiej łyżeczki soli;
- ½ łyżeczki czarnego pieprzu


* co do składników wprowadziłam drobne zmiany ilościowe.











Wykonanie:




1. Piekarnik nagrzać do 190stC (termoobieg) – 170stC.
2. Formę na ciasto wysmarować masłem lub olejem i obsypać bułką tartą – ja stosuję otręby.
3. W misce wymieszać mąkę i proszek do pieczenia. Dodać przyprawy i listki tymianku.
4. Do ubitych jajek dodać mleko i olej, a następnie wymieszać.
5. Do miski z jajkami dodać zawartość miski z mąką i chwilę miksować.
6. Do ciasta dodać ¾ startego sera, ¾ pokrojonych szparagów i ¾ oliwek oraz pomidory. Wymieszać.
7. Ciasto wlać do formy, a na wierzchu poukładać pozostałe szparagi i oliwki, a całość posypać resztą sera.
8. Piec około 40 minut (do suchego patyczka) oraz aż wierzch będzie chrupki i złocisty.


























Related Posts with Thumbnails